czwartek, 15 września 2016

Łupieże

Czasami trafia mi się całkiem świeże choć padłe zwierzątko, w większości ofiara kolizji drogowej, której grzechem byłoby nie obłupić ze skóry. Jak na razie, najczęściej są to borsuki, czasem trafi się sarna, raz miałem bobra. Lisy zwykle widuję zachowane połowicznie, takie łupy mnie nie interesują. Sporadycznie widuję mocno już rozjechane kuny leśne lub łasice. Popielicy zaś nie widziałem nigdy.
Poruszam ten temat, jako, że ostatnio trafiłem na bardzo ciekawy artykuł mincerza, pana Pawła Maciejewskiego, bardzo obszernie opisujący pieniądz i dawne systemy płatnicze, którego fragment traktujący właśnie o łupieżach pozwolę sobie zacytować. Dla zilustrowania tematu zamieszczam kilka zdjęć  sprawionych skórek, pomijając te bardziej szczegółowe, uważane przez ogół za drastyczne ;).




"Łupieże czyli skórki zwierzęce były bardzo rozpowszechnione na terenie całej Słowiańszczyzny. Łupieże jako pieniądz stosowano w wymianie handlowej, opłatach, daninach, spłatach długów. Łupieże jako środek wymiany na Rusi bardzo długo eliminował konieczność bicia monet.
W Polsce jeszcze za czasów Kazimierza Wielkiego stosowano opłaty w skórkach jako karę za niesprawiedliwe odwołanie się od wyroku sądowego. Wedle prawa opłata taka miała wynosić: kasztelan krakowski miał dostawać skórkę gronostaja, wojewoda skórkę łasiczki, sędzia skórkę kuny a podsędek i pisarz skórkę lisa. Za najbardziej cenne uważano skórki: bobrowe, gronostajowe, sobolowe oraz z łasic, tchórzy i popielic. Skórki kunie i wiewiórcze były najbardziej powszechne w obiegu.
Łupieże stosowano w handlu na Zachodzie Europy gdzie w 1208 roku za tuzin skórek kunich płacono 5 denarów.
W XI w. Adam Bremeński informuje, że Prusowie nabywali chętnie zachodnie tkaniny wełniane płacąc za nie łupieżami (w tym wypadku futra kunie) Knytlinga Saga opisuje szczegółowo przygody kupca z Sambii z końca XI w. o zniekształconym nazwisku Vidgautr, który odbywał częste rejsy do Birki i na wschodnie wybrzeże Morza Bałtyckiego. Uciekając przed kurońskimi piratami wylądował on w Haithabu, a z wdzięczności za udzieloną mu gościnę ofiarował królowi Knutowi 8000 łupieży.

Skórki zwierzęce były najbardziej popularne na Rusi. Tam to obok normalnych skórek pełniących w wymianie handlowej rolę tak pieniądza jak i towaru stosowano symboliczny pieniądz niemonetarny tworzony ze skórek zwierzęcych. Oto bowiem jak wynika z przekazu Abu Hamida al Andalusi (Kijów lata 1150, 1153) jako środek płatniczy na Rusi służyły skórki wiewiórcze pozbawione sierści "których nikt do niczego nie potrzebuje i które nie nadają się do niczego". Pieniądz ten powstawał tak: skórki po wyskubaniu odnoszone były na targ i tam u urzędników panującego następowało ich zszycie w wiązki po 18 sztuk i pieczętowanie takiej wiązki ołowianą pieczęcią z wizerunkiem panującego. Nikt takiej wiązki nie mógł odrzucić (ze względu na pieczęć władcy) i warta była tyle co 1 dirhem (ponad 2 denary, około 3 g. srebra) lub 1 bochenek chleba.
W innych krajach takie wiązki nie były przyjmowane i nie przedstawiały żadnej wartości.
Podobnym pieniądzem symbolicznym powszechnie używanym na Rusi były skórki z główek wiewiórczych. Ich obieg był jednak znacznie większy stosowano i przyjmowano je także w Polsce."
 


 


środa, 7 września 2016

Skóra

By pociągnąć temat kościanych noży dziś będzie nieco o ich zastosowaniu przy obróbce skóry.
Niniejszy tekst opublikowałem już kiedyś na fejsbukowej stronie Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej, więc dziś go sobie tylko przekopiuję z lekką edycją.
W ramach kolejnego z eksperymentów które przeprowadziłem w Rezerwacie Archeologicznym, spróbowałem wyprawić dwie surowe skóry sarnie. Nieco teorii zaczerpnąłem z książki Agnieszki Samsonowicz "Wytwórczość skórzana w Polsce wczesnofeudalnej", oraz z "Polskiego Skórnictwa" Ireny Turnau, a także ze wskazówek panów Mariana Greberskiego i Mieczysława Machowicza.
Proces, który przeprowadziliśmy, bazuje na wytrawianiu skóry zakisem otrębowym, i sprawdza się tylko w przypadku cienkich skór (np. sarny lub kozy). Nazywa się go również pseudowytrawianiem gdyż nie nadaje się do grubych skór bydlęcych.

 Surowe i wstępnie oczyszczone z mięśni i tłuszczu skóry moczyły się przez trzy dni, skóra wówczas pęcznieje. Następnie umieściłem je w wodzie wapiennej, w celu poluzowanie obsady sierści. Po kolejnych trzech dniach w roztworze przystąpiłem do odwłasiania.
 Włos wychodził bardzo łatwo, nawet po przetarciu ręką. Po odwłosieniu do dalszej obróbki pozostała tak zwana golizna.
 Goliznę po wapnowaniu należało kilkakrotnie wypłukać by pozbyć się resztki wapna i móc przystąpić do mizdrowania, czyli oczyszczenia spodniej strony skóry ze zluzowanej przez wapno resztki mięśni, tłuszczu i żyłek. Najlepszym narzędziem to tej pracy okazał się kościany nóż z krowiego żebra, zainspirowany zabytkiem znajdującym się w naszym muzeum.
Kościany nóż ze zbiorów MOZK. O analogicznych znaleziskach wspominała A. Samsonowicz.
W praktyce zwapnowana kość traci swoje węższe krawędzie pozostawiając po dwa "ostrza" z każdej strony. W przeciwieństwie do noży metalowych, nożem kościanym znacznie trudniej jest przeciąć lub przekłuć rozmiękłą skórę.
Następnym zabiegiem dla oczyszczonej skóry było trzydniowe wytrawianie jej w miksturze z gołębich odchodów, które według obiegowej opinii są najlepsze zaraz po psich i ludzkich.
Był to zdecydowanie najtrudniejszy moment prac, dający poczuć skąd wzięła się legenda o cuchnących warsztatach garbarskich.
Po tym zabiegu skórę płukałem sześć razy.


W czasie kiedy skóra leżała w odchodach dojrzewał zakis otrębowy. Którym następnie obłożyłem goliznę od strony mizdry.
 Całość została zwinięta i umieszczona w wiadrze z żurem powstałym przy zakiszaniu otrębach, oraz dociążona deseczką i kamieniami by odciąć dopływ powierza. W zakisie skóry pozostały przez kolejne trzy dni.
 Po wyjęciu z wytrawy, skóry należało ponownie dokładnie wypłukać i usunąć pozostałości zakisu.
Z ciekawości postanowiłem jedną ze skór zabarwić w soku z czarnego bzu. Skóra przeleżała w nim noc i choć początkowy efekt wydawał się nierównomierny rozpocząłem podsuszanie.
 Wstępnie podsuszoną skórę należało następnie natłuścić mieszanką olejów. W tym przypadku użyłem tranu i oleju rycynowego.Kolejnym etapem była mechaniczna obróbka skóry. Poprzez wygniatanie i rozciąganie tłuszcz wnikał we włókna i wypychał z nich resztę wody, było to tak zwane wypacanie skóry.

Oprócz długotrwałego rozciągania, zaginania, wygniatania i załamywania skóry, należało ją także wytrzeć od strony mizdry. Jako ścierniwa użyłem kawałków piaskowca. Dzięki temu zabiegowi mizdra stała się równomiernie miękka, nieco zamszowa.
 Blisko końca. Skóra stała się już półproduktem do dalszej obróbki rzemieślniczej, najpewniej kaletniczej. Ciągle jednak wymaga dalszego wygniatania by uzyskała równą fakturę. Skóra z lewej, barwiona bzem wyprawiona została na gładkie lico, ze skóry brązowej lico usunięto, stąd matowy kolor i nieco zamszowa faktura. Widoczne na zdjęciu ścinki to odpad nie nadający się już do niczego.
   
Skórki są dość cienkie i delikatne, więc najpewniej posłużą jako materiał kaletniczy.

czwartek, 1 września 2016

Kościane noże

Pod koniec poprzedniego wpisu wspomniałem o kościanych szydłach. Wykonałem je jakiś czas temu, przy okazji prac nad interpretacją zabytku, pochodzącego z grodu na kaliskim Zawodziu, określonym w ewidencji jako "przedmiot z kości". Dziś o tem.
Przedmiot wykonany z żebra wołowego, od początku wyglądał mi nieco na jakiś nóż o dziwnym uchwycie/rękojeści, postanowiłem więc wykonać coś podobnego, jako że akurat dysponowałem zawapnowanymi wcześniej krowimi żebrami.
Wapno przeżarło kości po ich węższych krawędziach odsłaniając szpik który wystarczyło nieco wyskrobać tworząc rowek pomiędzy dwiema płaskimi części kości. Uzyskane krawędzie (po dwie z każdej strony) zastrugane nożem okazały się dość ostre. Następnym etapem było wypiłowanie dziwnych rękojeści.

Mniej więcej w tym samym czasie czytałem książkę "Wytwórczość skórzana w Polsce wczesnofeudalnej" p. Agnieszki Samsonowicz. Wspomina tam ona o analogicznych znaleziskach odkrywanych zarówno na stanowiskach starożytnych jak i średniowiecznych, interpretowanych jako noże do mizdrowania, czyli oczyszczania skóry z resztek mięsa, tłuszczu i żyłek w procesie jej wyprawiania. Opisywane egzemplarze noży miały długość od kilkunastu do prawie trzydziestu centymetrów, co wskazywało na zużywanie się tych narzędzi. Dlatego też w swoich nożach zachowałem jedynie wymiary rękojeści, pozostawiając kości naturalnej długości.
Przetestowałem swoje noże w przypisanym im zadaniu, a efekty i wnioski okazały się bardzo satysfakcjonujące, jednak jest to już temat na kolejny wpis.