niedziela, 21 maja 2017

Baranina

Do niedawna jeszcze ubój zwierząt gospodarskich był nieodłącznym elementem życia ludności wsi i miast, a później przyszło nowe... Anonimowe mięso, kryte folią na styropianowych tackach, doprowadziło do swoistego wydelikacenia społeczeństwa do tego stopnia, że nauczycielki bledną dziś, kiedy mówię grupom szkolnym, że zwierzęta zabija się na mięso. Tymczasem na Alasce mają w szkole takie zajęcia.
W przypadku owiec, które hodujemy w rezerwacie, sprawa dodatkowo wygląda tak, że w stadzie może być tylko jeden baran dominujący, jeśli wokół niego kręciłyby się młodsze barany to zatłukł by je na śmierć. Toteż kontrolowanie liczebności baranków w stadzie jest czynnością gospodarską starszą pewnie niż Stary Testament.
Maciek syn Maćka, bo tak miał na imię nasz baran alfa, był bardzo wdałym kawalerem owcy wrzosówki, z reguły łagodnym jak baranek, jednak obecność jego syna i upośledzonego nieco baranka Bobka sprawiała, że miewał niekontrolowane ataki szału podczas których niszczył zagrodę owiec w chacie gdzie stado nocuje, a  uwolnione stado niszczyło ekspozycję.
 Za trzecim razem "pałka się przegła" i kolektywnie postanowiliśmy Maćka ubić. Szybko i bezboleśnie, padł naturalną śmiercią od obucha.
Nie wchodząc w detale, z wierzchnich warstw pozyskałem skórę, mosznę na mieszek i okazałe rogi. Samą zaś tusze po wypłukaniu podzieliłem na porcje. Dwie szynki, dwie łopatki, żebra, grzbiet, oprócz tego sporo luźnego mięsa z karkówki i combra filetowałem na bieżąco (podobno baranina filetowana nie śmierdzi baranem). Okrawki tłuszczu oddzielałem na bieżąco w osobnym kociołku na późniejsze wytopienie łoju.
Następnie mięso filetowane na dwa dni i dwie noce trafiło do marynaty z octu, oleju, miodu, cebuli, marchwi, selera i ziół, których pełną kompozycję zna koleżanka Magda.
Jeden udziec, grzbiet i żebra włożyłem do solanki, gdzie leżały trzy lub cztery dni przygotowując się do wędzenia. Reszta mięsa została zamrożona (i tylko w tym punkcie nasza praca różni się od średniowiecznej, ot przywilej wygodnych czasów).
Mięso z marynaty zjedliśmy z rusztu, w formie szaszłyków z cebulą i suszoną śliwką, było bardzo smaczne, choć niektóre kawałki z karkówki były gumowate.
Mięso przygotowane do wędzenia po wyjęciu z solanki osuszyłem i oprószyłem cząbrem i rozmarynem. Po czym okazało się, że w skrzyni wędzarni "na zimny dym" zagnieździł się jakiś świergotek i musiałem zmienić plany. Toteż udziec umieściłem w mniejszej wędzarni na dym zimny, a gnoty wędziłem w piecu dymem ciepłym. W sumie to wędzę cały czas więc temat smaku i zastosowań kulinarnych tych wędzonek będe musiał poruszyć w innym wpisie.





Ps. A tak rośnie boczek...

poniedziałek, 15 maja 2017

Rogowy kaganek

Jakiś czas temu zadzwonił do mnie brandenburczyk Ernst, i nakręcony jak kangur widzący zimę, opowiadał mi mnóstwo rzeczy swoją twardą i niezrozumiałą mową, że gdzieś czytał/słyszał/czytał o świetle z rogu...
 Początkowo temat średnio do mnie dotarł, nie bardzo łapałem jak by światło z rogu miało wyglądać, jakiego typu miałby to być róg, i jakby to wszystko miało działać. Później jednak zacząłem rozważać rogi w kontekście historycznym na podstawie znanych mi źródeł wykluczając od razu zachowane rogi sygnałowe, tzw. olifanty, będące ,de facto, wydrążonymi ciosami słoni. Odpuściłem też kwestię rogów sygnałowych wykonywanych z pochew rogowych Bovidae, znanych głównie z ikonografii, jako że róg zachowuje się w materiale archeologicznym bardzo słabo. Ostatni element układanki stanowiły tzw. rogi do picia, czy raczej zachowane po nich okucia, w tym przypadku bazowałem na eksponacie znanym mi z kaliskiego muzeum, pochodzącym z okolic okresu rzymskiego brązowym okuciu rogu, osadzonym wtórnie, jako rekonstrukcja na rogu żubrzym (kto, skąd i jak do cholery załatwił róg żubra ??)
Róg Lehela, olifant, Węgry, X-XI w.


Wyobrażenie Szymona (IV lub V) de Monfort, XIII w.
"Od Kalisii do Kalisza - Skarby doliny Prosny", Katalog wystawy , Zamek Królewski w Warszawie 30 kwietnia - 30 maja 2010.
Picie z rogu nigdy do mnie nie przemawiało, i nie chodzi tu już o kwestie higieniczne, ale raczej kwestie praktycznie, duże toto, niewygodne, nie postawisz. No i w końcu czemu akurat róg do picia skoro w analogicznych okresach czy nawet grobach znajdowane jest całkiem sporo naczyń ceramicznych. Nie będę próbował poruszać wątków naczynia kultowego i temu podobnych, gdyż nie znam tego typu aspektów, poza motywem rogu Amaltei, choć ten związek frazeologiczny od poruszanego tematu jest dość odległym skojarzeniem. Nie wiem też jak kwestia picia z rogów faktycznie miała się u dawnych Skandynawów, gdyż nie czytałem skandynawskich sag, aczkolwiek przeglądałem je w księgozbiorze brata Tomasza, są jednak one tak wygodne do czytania jak gnostyckie pisma z Nag Hammadi.
Wracając jednak do tematu "światła z rogu", wysnułem hipotezę, że ów przykładowy róg z Zadowic, po wypełnieniu olejem i zamocowaniem knota mógłby równie dobrze pełnić rolę kaganka co rogu do picia. Okucie wylewu zabezpieczałoby przed nadpalaniem krawędzi rogu, zaś krótki łańcuszek mógłby pełnić funkcję zarówno uchwytu jak i wieszaka. Na okucie końcówki nie mam pomysłu, lecz równie dobrze mogło to być finezyjne wykończenie całości, ot drogi detal.
Postanowiłem więc spróbować wykonać lampkę według swojej wizji, jednak nie tak drogą i wyszukaną, ale prostą lampkę dla ludu, niemal całkowicie biodegradowalną, której obecności w historii nie da się potwierdzić ani zaprzeczyć.
Wykorzystałem róg młodego barana, półrocznego, który oczyściłem wyrównując powierzchnię i nasmarowałem go pielęgnacyjną pastą łojowo-dziegciową. Pracując nad rogiem uznałem, że ze względu jego nierówną strukturę, różnice w grubości ścianek, nieregularne przyrosty i karby na niewiele więcej niż kaganek można go wykorzystać. Może jeszcze na szofar, wówczas jednak potrzeba większego barana.
Knot zamontowałem na spiralce z drutu , która zawieszona na krawędzi wylewu podtrzymuje płomień nad olejem bez konieczności stosowania pływaka. Owa spiralka przywodzi mi na myśl tak zwane skręty z brązu, niewielkie sprężynki czasami interpretowane jako biżuteria, nie pamiętam jednak dokładnie ich średnicy, sprawdzę, choć wcale nie zdziwiłoby mnie gdyby pasowały.
Sam knot kupiłem w sklepie z dewocjonaliami, 1 zł za pół metra to cena na którą przystałem po eksperymentach ze zbyt szybko spalającym się (bo luźnym) sznurkiem konopnym.
Jako paliwa używałem jak na razie oleju lnianego (temperatura wrzenia 107 stopni Celsjusza), oleju rzepakowego (240 stopni) i oliwy (242 stopnie). Mam jeszcze przygotowany łój barani, wrzący w temperaturze 270 - 300 stopni, ale jeszcze go nie spróbowałem. Zasada jednak jest taka, że im wyższa jest temperatura wrzenia tym mniej światła daje płomień.
Ostatnim elementem który wykonałem był uchwyt/wieszak, który uplotłem z lipowego łyka.
Na koniec wbiłem w ścianę drewniany hak, zawiesiłem lampkę i cieszyłem się światłem z rogu.




piątek, 5 maja 2017

Rogowy znacznik

Jakiś czas temu dość okazyjnie nabyłem kilka krowich rogów, toteż jeden z nich od razu postanowiłem przerobić na przyrząd mierniczy (znacznik) według wzoru który podpatrzyłem u francuskich mularzy którzy od dwudziestu lat budują zamek . Śledzę ten projekt od blisko dekady i wyłapuję co ciekawsze patenty, mając jakieś nieodparte wrażenie ze faktycznie "są narody które znają w dziejach swoich każdy kamyk". Bardzo podoba mi się mediewistyka francuska, zarówno w aspekcie prac poważniejszych (Bloch, Le Goff, Pernoud) jak i tych popularyzatorskich, choć cholernie dobrych, jak chociażby ilustrowana seria 'Tak żyli ludzie", i jakoś nie dziwię się że to właśnie tam trwa największy projekt rekonstrukcyjny naszych czasów...

Wracając jednak do znacznika.  Czubek rogu odciąłem i wywierciłem w nim niewielki otwór, dwa kolejne otwory umieściłem poprzecznie, by następnie osadzić w nich kuty gwóźdź, który, by mógł pełnić funkcje obrotowej osi musiałem obkuć do przekroju okrągłego. Następnie na gwóźdź nawinąłem sznurek którego końcówka wychodzi przez otwór na czubku rogu. Sporo czasu zajęło mi wystruganie zaślepki zamykającej szeroki otwór rogu, równocześnie strugałem dźwignię kołowrotka. Oba elementy drewniane zrobiłem z olchy. Na koniec utarłem węgiel drzewny i uzyskanym proszkiem wypełniłem rogowy pojemnik, zamknąłem go zaślepką, którą dodatkowo obkleiłem woskiem. Przyrządem można rysować proste linie we wszystkich płaszczyznach, poprzez odbijanie naprężonego sznurka. Pomysłowe i funkcjonalne.