poniedziałek, 11 września 2017

Kaptur pszczelarski

Są projekty przy których człowiek średniowiecza musi nieco ustąpić człowiekowi XXI wieku, praca z pszczołami jest na to dobrym przykładem, nawet jeśli ustępstwo ma tyczyć jednego detalu

Dziś już nikt nie jest spragniony słodkiego smaku tak bardzo, by ignorować użądlenia. Jak było przed wiekami, nie wiem, ale się domyślam... Dobrą analogią mogą być wciąż żyjące kultury, które rabują gniazda dzikich pszczół, bez zabezpieczeń używając jedynie dymu (film).
 Ikonografia średniowieczna nieczęsto pokazują pszczelarzy przy pracy, a jeśli już takie przedstawienia występują to nie łatwo jest coś z tego wywnioskować. Sporo informacji przekazują ilustracje z bizantyjskiej Geoponiki, jednak żadna z przedstawionych tam postaci, podobnie jak na innych znanych mi miniaturach z epoki, nie używa ochrony twarzy.
Pierwszym źródłem pokazującym pszczelarzy w strojach ochronnych jest grafika Pietera Bruegela. Zaprezentowane na niej postacie noszą długie tuniki ze zintegrowanymi kapturami osłoniętymi siatką przypominającą sieć pajęczą.
Nie mając pewności czy przedstawieni pszczelarze nie są przypadkiem mnichami pracującymi w klasztornej pasiecie, i jednocześnie nie będąc przekonanym do funkcjonalności kaptura połączonego z tuniką rozważałem, rozważałem wykonanie osobnego kaptura. Z pomocą przyszła mi książka mojego syna pt. "Pszczoły" - ilustracja z niej źródłem jest żadnym, ale inspiracją pierwszorzędną :)

Mając więc w miarę wyobrażenie tego co chcę robić przystąpiłem do pracy. Obręcz maski wykonałem ze świeżego pręta wiązowego, który za radą Ostrego Rybaka prażyłem w korze nad żarem dogasającego ogniska, wyginając go w oczekiwany kształt.
Następnie w nawiercone w obręczy otworki osadziłem cieńsze gałązki tworzące prostą kratę, która przy obszywaniu całości rzadko tkanym płótnem stanowiła dodatkowe usztywnienie całości.
Płótno lub nawet drobna siateczka mocno ogranicza widoczność, wiedzą o tym pszczelarze więc siatka używana w kapeluszach pszczelarskich od strony twarzy zawsze jest czarna, wówczas widoczność znacznie się poprawia, ot magia. By zaczernić płócienną siatkę zmieszałem roztopiony wosk z utartą sadzą i piórkiem rozprowadziłem go po całości. By uzyskać równomierne zaczernienie wygrzewałem maskę na słońcu i przecierałem ją ściereczką.
 Na końcu z grubego, jasnego płótna uszyłem najprostszy w kroju kaptur z prostokąta i wszyłem w niego maskę. Całość prezentuje się nieźle, co może poświadczyć niniejsza miniatura brata Tomasza, i bardzo dobrze sprawdza się w praktyce. O samej praktyce dawnego pszczelarstwa będę musiał napisać w innym tekście, podsumowującym dwa lata ostatnich doświadczeń.