wtorek, 5 grudnia 2017

Drewniany łokieć z Zawodzia

Od kilku lat nosiłem się z zamiarem zrobienia kopii drewnianego łokcia odkrytego podczas badań grodu na Zawodziu, podczas aktualnej zimowli w MOZK znalazłem chwilę, i dostałem się do gabloty bliżej poznać oryginał.

Łokieć z Zawodzia jest jedną z niewielu zachowanych fizycznie miar długości, w przeciwieństwie do powszechnych odważników związanych z systemem wagowym. Podobnie łokieć kaliski wyróżnia się z pośród innych łokci używanych w dawnej Polsce, których długość jest znana, jednak nie zachowały się one bezpośrednio jako zabytki.

Miara z Zawodzia ma formę listwy o długości 53,5 cm, szerokości około 3cm i grubości wahającej się między 1,2-2,5cm. Ponadto ma wyraźnie zaznaczone trzy karby szerokości mniej więcej kciuka, oddalone od siebie na szerokość ćwierci lub piędzi (prędzej ćwierci[łokcia], jednak jest to zależne od wielkości dłoni, którą chce się to sprawdzić).

Swoją replikę wykonałem z dębiny, struganej do wymiarów, które pozyskałem z oryginału razem z pomocniczym obrysem. Docelowo jako miara używana, między innymi przy handlu suknem, replika łokcia z Zawodzia będzie wchodzić w zestaw warsztatu tkackiego, który od przyszłego sezonu będziemy eksponować w Rezerwacie Archeologicznym na Zawodziu. Z czasem ta praca zespołowa doczeka się osobnego wpisu, póki co na jednym ze zdjęć razem z łokciem widoczny jest mieczyk tkacki, który wystrugałem w zeszłym tygodniu.
Zainteresowanych długościami innych łokci odsyłam do artykułu na wikipedii, jest tam nawet coś wspomniane "o kaliskich miarach długości stosowanych w XI wieku", jednakże przypis odsyła do  artykułu o Celtach trudno mi brać go na poważnie póki nie zweryfikuję.




niedziela, 3 grudnia 2017

Wyprawa łowiecka

Trzeciego grudnia przeszliśmy bramy puszczy. Wyprawa niejako nawiązywała do tej z zeszłego roku, bo celem ponownie było grodzisko w Jarantowie.
Ruszyliśmy rankiem, ośmiu chłopa i pies, tegoroczne przepatrywanie puszczy nastawione było na łowy, jednak pierwsze spłoszone jeszcze na żeremiach sarny ostrzegły swoje siostry, i zwierz wszelaki skrył się w mateczniku.
Droga nie należała do łatwych, przedzieraliśmy się przez rowy i zasieki bobrowego królestwa, zwodnicze leśne dukty i podmokłe trzęsawiska. Drogi nie ułatwiał nam zerwany most ani prowizoryczna kładka na tamie.
Samo grodzisko zaś, czarowało jednako, tych co widzieli je po raz pierwszy, wtóry czy kolejny. Zamknięty pierścień starych wałów wciąż daje poczucie spokoju i bezpieczeństwa, toteż po skrzesaniu ognia odpoczęliśmy, przeschnęliśmy, posililiśmy się nieco i podbudowawszy morale ruszyliśmy w drogę powrotną, okrężną by minąć moczary, które wcześniej dały nam się we znaki.
Po zmroku wróciliśmy do Stawiszyna, który z daleka już oznajmił swoje położenie w ciemności biciem dzwonów. Była niedziela, trzeciego grudnia Roku Pańskiego 1217, pod nogami kruszyły się nam zwarzone pierwszym mrozem źdźbła, a na niebie wschodził księżyc w pełni, sprzymierzeniec łowców.
Wędrowali wówczas,
Jaktor
Bolesław
Rypnin
Marian
Dawid
Maciej
Lesław
Ja
i Lara - pies.
Żeremia bobrowe
Gończy polski, i Gończy Pańscy

Buszujący w trzcinie



Trakt wiodący na Grodziec



Nora borsuka lub lisa






Urban Horn :)







Resztki mostu




Długie cienie łowców