środa, 7 września 2016

Skóra

By pociągnąć temat kościanych noży dziś będzie nieco o ich zastosowaniu przy obróbce skóry.
Niniejszy tekst opublikowałem już kiedyś na fejsbukowej stronie Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej, więc dziś go sobie tylko przekopiuję z lekką edycją.
W ramach kolejnego z eksperymentów które przeprowadziłem w Rezerwacie Archeologicznym, spróbowałem wyprawić dwie surowe skóry sarnie. Nieco teorii zaczerpnąłem z książki Agnieszki Samsonowicz "Wytwórczość skórzana w Polsce wczesnofeudalnej", oraz z "Polskiego Skórnictwa" Ireny Turnau, a także ze wskazówek panów Mariana Greberskiego i Mieczysława Machowicza.
Proces, który przeprowadziliśmy, bazuje na wytrawianiu skóry zakisem otrębowym, i sprawdza się tylko w przypadku cienkich skór (np. sarny lub kozy). Nazywa się go również pseudowytrawianiem gdyż nie nadaje się do grubych skór bydlęcych.

 Surowe i wstępnie oczyszczone z mięśni i tłuszczu skóry moczyły się przez trzy dni, skóra wówczas pęcznieje. Następnie umieściłem je w wodzie wapiennej, w celu poluzowanie obsady sierści. Po kolejnych trzech dniach w roztworze przystąpiłem do odwłasiania.
 Włos wychodził bardzo łatwo, nawet po przetarciu ręką. Po odwłosieniu do dalszej obróbki pozostała tak zwana golizna.
 Goliznę po wapnowaniu należało kilkakrotnie wypłukać by pozbyć się resztki wapna i móc przystąpić do mizdrowania, czyli oczyszczenia spodniej strony skóry ze zluzowanej przez wapno resztki mięśni, tłuszczu i żyłek. Najlepszym narzędziem to tej pracy okazał się kościany nóż z krowiego żebra, zainspirowany zabytkiem znajdującym się w naszym muzeum.
Kościany nóż ze zbiorów MOZK. O analogicznych znaleziskach wspominała A. Samsonowicz.
W praktyce zwapnowana kość traci swoje węższe krawędzie pozostawiając po dwa "ostrza" z każdej strony. W przeciwieństwie do noży metalowych, nożem kościanym znacznie trudniej jest przeciąć lub przekłuć rozmiękłą skórę.
Następnym zabiegiem dla oczyszczonej skóry było trzydniowe wytrawianie jej w miksturze z gołębich odchodów, które według obiegowej opinii są najlepsze zaraz po psich i ludzkich.
Był to zdecydowanie najtrudniejszy moment prac, dający poczuć skąd wzięła się legenda o cuchnących warsztatach garbarskich.
Po tym zabiegu skórę płukałem sześć razy.


W czasie kiedy skóra leżała w odchodach dojrzewał zakis otrębowy. Którym następnie obłożyłem goliznę od strony mizdry.
 Całość została zwinięta i umieszczona w wiadrze z żurem powstałym przy zakiszaniu otrębach, oraz dociążona deseczką i kamieniami by odciąć dopływ powierza. W zakisie skóry pozostały przez kolejne trzy dni.
 Po wyjęciu z wytrawy, skóry należało ponownie dokładnie wypłukać i usunąć pozostałości zakisu.
Z ciekawości postanowiłem jedną ze skór zabarwić w soku z czarnego bzu. Skóra przeleżała w nim noc i choć początkowy efekt wydawał się nierównomierny rozpocząłem podsuszanie.
 Wstępnie podsuszoną skórę należało następnie natłuścić mieszanką olejów. W tym przypadku użyłem tranu i oleju rycynowego.Kolejnym etapem była mechaniczna obróbka skóry. Poprzez wygniatanie i rozciąganie tłuszcz wnikał we włókna i wypychał z nich resztę wody, było to tak zwane wypacanie skóry.

Oprócz długotrwałego rozciągania, zaginania, wygniatania i załamywania skóry, należało ją także wytrzeć od strony mizdry. Jako ścierniwa użyłem kawałków piaskowca. Dzięki temu zabiegowi mizdra stała się równomiernie miękka, nieco zamszowa.
 Blisko końca. Skóra stała się już półproduktem do dalszej obróbki rzemieślniczej, najpewniej kaletniczej. Ciągle jednak wymaga dalszego wygniatania by uzyskała równą fakturę. Skóra z lewej, barwiona bzem wyprawiona została na gładkie lico, ze skóry brązowej lico usunięto, stąd matowy kolor i nieco zamszowa faktura. Widoczne na zdjęciu ścinki to odpad nie nadający się już do niczego.
   
Skórki są dość cienkie i delikatne, więc najpewniej posłużą jako materiał kaletniczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz