czwartek, 26 stycznia 2017

Chochelka

Duża łyżka wykonana z drewna lipowego. Całość wyciosałem toporkiem, dłutem wybrałem komorę zupną a nożem wyrównałem całość. Ostateczny szlif nadałem jej papierem ściernym, po czym całość natarłem pastą z wosku i oleju. Na koniec uznałem, że warto założyć jej sznurek do wieszania, więc wywierciłem otwór precyzyjną wiertareczką, której powstawania niestety nie udokumentowałem gdym ją robił.
Zabawa z chochelką zajęła mi dzisiejszy wieczór, docelowo posłuży ona zapewne jako nabierka z wielkiego gara komesa, lub użyję jej gdy z kompanią żarłoków przyjdzie jeść z jednej misy.







niedziela, 22 stycznia 2017

Tarcza Macieja z Barda

Realizacja którą początkowo traktowałem jako eksperyment sprawdzający czy z pojedynczej deski można zrobić tarczę...
 Podczas jednej z wizyt u stawiszyńskiego kołodzieja, pana Janka, dostałem od niego deskę topolową szerokości piędzi i długą na przeszło dwa kroki. Pomyślałem wówczas, że jedyną opcją zagospodarowania tego materiału byłoby pocięcie jej na kliny. Toteż pierwiej przecięliśmy deskę w połowie długości, a następnie każdą z połówek po przekątnej, uzyskując cztery jednakowe kliny, które zabrałem do domu celem dalszej obróbki.
Jako, że od początku nie traktowałem tej roboty jako tematu czysto rekonstrukcyjnego, zwłaszcza że pracowałem z tarcicą, zrezygnowałem z klejenia koszernym klejem kostnym na rzecz mistycznego spoiwa wikolium :). Nie zmienia to jednak faktu, że inspiracja z której zaczerpnąłem ostateczną wizję tej tarczy jest wielce historyczna, to wizerunki tarczowników z Drzwi płockich, odlanych w Magdeburgu w drugiej połowie XII wieku.

 Po wycięciu kształtu przystąpiłem do oklejania tarczy płótnem, przygotowując ją do warunków współczesnego pola bitwy szczególnie wiele uwagi poświęciłem rantom. Od tego etapu prac wolę nabycia owej tarczy wyraził Maciej z Barda, pachoł od Zarębów. Wówczas zamówiłem też umbo od jednego z wirtualnych partaczy handlujących na fejsbukowych targowiskach. Umbo w przypadku tej tarczy pełni wyłącznie funkcje wzmacniające, a rolę imacza pełnią skórzane pasy. Zarówno umbo jak i paski zamocowałem na gwoździe.



 Ostatnim etapem było pomalowanie tarczy w barwy noszone przez współczesnych zbrojnych spod chorągwi kaliskich, czyli czerń i biel. Jako pierwsze położyłem gesso czyli gipsową zaprawę malarską, i dałem mu spokojnie wyschnąć przez kilka dni. W tym czasie rozważałem jaką farbę położyć na wierzch. Muszę przyznać, że im bliżej było końca robót tym bardziej tarcza mi się podobała, a co za tym idzie chciałem ją godnie wykończyć, więc od razu wykluczyłem współczesne farby syntetyczne, i postanowiłem farbę zrobić samemu. Zdecydowałem się na klasyczną temperę jajeczną, z żółtka jaja, białego wina i utartej sadzy jako pigmentu. Malowaliśmy na zmianę z żoną, bo była to bardzo przyjemna czynność.





Efekt końcowy wydaje się bardzo przyjemny...

Korzystając z faktu ze zostało trochę farby postanowiłem odświeżyć swoją tarczę z dranic wykonaną w 2013 roku. Kto wie, kiedy znowu przyjdzie ruszyć na wojnę.

























czwartek, 19 stycznia 2017

Lampion

W przerwach od darcia desek, opisanego w poprzednim wpisie, zabrałem się za wycinanie i piłowanie tarnikiem górnej części lampionu inspirowanego miniaturami i powszechnie użytkowanym rekoszpejem. 
Zdaję sobie sprawę, że wytoczenie tego elementu zajęłoby znacznie mniej czasu, jednak projekt tokarki historycznej zawiesiłem w połowie, celem dalszych kontemplacji tematu. Tak więc lampion wycinałem, dłutowałem, strugałem i piłowałem w dębinie dość długo...



Początek prac w południowym słońcu dni zimowego przesilenia.

Reszta prac przebiegała już we warsztacie, w dziwnym świetle jarzeniówki.





Zrobiony wcześniej pergamin od początku zdawał się mieć lepsze zastosowanie niż pisanie na nim listów.

Po spasowaniu wszystkich elementów poskładałem całość do kupy i skleiłem.



Ostatnim etapem prac była zaimpregnowanie lampionu na gorąco mieszaniną wosku i oleju, oraz przybicia paska skóry pełniącego rolę uchwytu i wieszaka. Użyłem do tego rewelacyjnych kutych gwoździków odzyskanych ze starej walizki z dykty. Te same gwoździki pełnią rolę bolców do zawiązywania drzwiczek oraz mocują sugerowany doświadczeniem i zasadami ppoż żelazny krążek z kolcem na świeczkę wewnątrz lampionu.









sobota, 7 stycznia 2017

Deski

W okolicach przesilenia zimowego spędziłem kilka dni na Zawodziu i żeby nie marznąć chwytałem się każdej roboty. Między innymi umyśliłem, rozedrzeć na deski dwa sosnowe klocki zostawione przez poprzednią ekipę remontową. Do darcia użyłem siekier, dębowych klinów, młotka i pałki. Pierwszy klocek był równy, bez sęków dzięki czemu darł się rewelacyjnie na względnie równe deski, z drugim było gorzej bo był spiralnie skręcony względem rdzenia, więc pozyskane z niego deski wymagały więcej obróbki siekierą i strugiem. Wszystkie deski zestrugałem do zbliżonej grubości, Następnie używając sznurka natartego węglem wyznaczyłem równe krawędzie, które wyregulowałem ośnikiem. Strugając deski wyprodukowałem dwa kosze wiórów, z których te bardziej żywiczne wiosną posłużą do upędzenia nieco smoły.
Ostatecznie zrobiłem dziewięć, na dłoń szerokich desek przyzwoitej jakości. By zabezpieczyć je przed wypaczeniem podczas dosychania rozłożyłem je na podłodze w izbie i docisnąłem obciążonymi ławami. Nim wyschną mam trochę czasu by zastanowić się do czego je wykorzystać.