niedziela, 22 stycznia 2017

Tarcza Macieja z Barda

Realizacja którą początkowo traktowałem jako eksperyment sprawdzający czy z pojedynczej deski można zrobić tarczę...
 Podczas jednej z wizyt u stawiszyńskiego kołodzieja, pana Janka, dostałem od niego deskę topolową szerokości piędzi i długą na przeszło dwa kroki. Pomyślałem wówczas, że jedyną opcją zagospodarowania tego materiału byłoby pocięcie jej na kliny. Toteż pierwiej przecięliśmy deskę w połowie długości, a następnie każdą z połówek po przekątnej, uzyskując cztery jednakowe kliny, które zabrałem do domu celem dalszej obróbki.
Jako, że od początku nie traktowałem tej roboty jako tematu czysto rekonstrukcyjnego, zwłaszcza że pracowałem z tarcicą, zrezygnowałem z klejenia koszernym klejem kostnym na rzecz mistycznego spoiwa wikolium :). Nie zmienia to jednak faktu, że inspiracja z której zaczerpnąłem ostateczną wizję tej tarczy jest wielce historyczna, to wizerunki tarczowników z Drzwi płockich, odlanych w Magdeburgu w drugiej połowie XII wieku.

 Po wycięciu kształtu przystąpiłem do oklejania tarczy płótnem, przygotowując ją do warunków współczesnego pola bitwy szczególnie wiele uwagi poświęciłem rantom. Od tego etapu prac wolę nabycia owej tarczy wyraził Maciej z Barda, pachoł od Zarębów. Wówczas zamówiłem też umbo od jednego z wirtualnych partaczy handlujących na fejsbukowych targowiskach. Umbo w przypadku tej tarczy pełni wyłącznie funkcje wzmacniające, a rolę imacza pełnią skórzane pasy. Zarówno umbo jak i paski zamocowałem na gwoździe.



 Ostatnim etapem było pomalowanie tarczy w barwy noszone przez współczesnych zbrojnych spod chorągwi kaliskich, czyli czerń i biel. Jako pierwsze położyłem gesso czyli gipsową zaprawę malarską, i dałem mu spokojnie wyschnąć przez kilka dni. W tym czasie rozważałem jaką farbę położyć na wierzch. Muszę przyznać, że im bliżej było końca robót tym bardziej tarcza mi się podobała, a co za tym idzie chciałem ją godnie wykończyć, więc od razu wykluczyłem współczesne farby syntetyczne, i postanowiłem farbę zrobić samemu. Zdecydowałem się na klasyczną temperę jajeczną, z żółtka jaja, białego wina i utartej sadzy jako pigmentu. Malowaliśmy na zmianę z żoną, bo była to bardzo przyjemna czynność.





Efekt końcowy wydaje się bardzo przyjemny...

Korzystając z faktu ze zostało trochę farby postanowiłem odświeżyć swoją tarczę z dranic wykonaną w 2013 roku. Kto wie, kiedy znowu przyjdzie ruszyć na wojnę.

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz