poniedziałek, 15 maja 2017

Rogowy kaganek

Jakiś czas temu zadzwonił do mnie brandenburczyk Ernst, i nakręcony jak kangur widzący zimę, opowiadał mi mnóstwo rzeczy swoją twardą i niezrozumiałą mową, że gdzieś czytał/słyszał/czytał o świetle z rogu...
 Początkowo temat średnio do mnie dotarł, nie bardzo łapałem jak by światło z rogu miało wyglądać, jakiego typu miałby to być róg, i jakby to wszystko miało działać. Później jednak zacząłem rozważać rogi w kontekście historycznym na podstawie znanych mi źródeł wykluczając od razu zachowane rogi sygnałowe, tzw. olifanty, będące ,de facto, wydrążonymi ciosami słoni. Odpuściłem też kwestię rogów sygnałowych wykonywanych z pochew rogowych Bovidae, znanych głównie z ikonografii, jako że róg zachowuje się w materiale archeologicznym bardzo słabo. Ostatni element układanki stanowiły tzw. rogi do picia, czy raczej zachowane po nich okucia, w tym przypadku bazowałem na eksponacie znanym mi z kaliskiego muzeum, pochodzącym z okolic okresu rzymskiego brązowym okuciu rogu, osadzonym wtórnie, jako rekonstrukcja na rogu żubrzym (kto, skąd i jak do cholery załatwił róg żubra ??)
Róg Lehela, olifant, Węgry, X-XI w.


Wyobrażenie Szymona (IV lub V) de Monfort, XIII w.
"Od Kalisii do Kalisza - Skarby doliny Prosny", Katalog wystawy , Zamek Królewski w Warszawie 30 kwietnia - 30 maja 2010.
Picie z rogu nigdy do mnie nie przemawiało, i nie chodzi tu już o kwestie higieniczne, ale raczej kwestie praktycznie, duże toto, niewygodne, nie postawisz. No i w końcu czemu akurat róg do picia skoro w analogicznych okresach czy nawet grobach znajdowane jest całkiem sporo naczyń ceramicznych. Nie będę próbował poruszać wątków naczynia kultowego i temu podobnych, gdyż nie znam tego typu aspektów, poza motywem rogu Amaltei, choć ten związek frazeologiczny od poruszanego tematu jest dość odległym skojarzeniem. Nie wiem też jak kwestia picia z rogów faktycznie miała się u dawnych Skandynawów, gdyż nie czytałem skandynawskich sag, aczkolwiek przeglądałem je w księgozbiorze brata Tomasza, są jednak one tak wygodne do czytania jak gnostyckie pisma z Nag Hammadi.
Wracając jednak do tematu "światła z rogu", wysnułem hipotezę, że ów przykładowy róg z Zadowic, po wypełnieniu olejem i zamocowaniem knota mógłby równie dobrze pełnić rolę kaganka co rogu do picia. Okucie wylewu zabezpieczałoby przed nadpalaniem krawędzi rogu, zaś krótki łańcuszek mógłby pełnić funkcję zarówno uchwytu jak i wieszaka. Na okucie końcówki nie mam pomysłu, lecz równie dobrze mogło to być finezyjne wykończenie całości, ot drogi detal.
Postanowiłem więc spróbować wykonać lampkę według swojej wizji, jednak nie tak drogą i wyszukaną, ale prostą lampkę dla ludu, niemal całkowicie biodegradowalną, której obecności w historii nie da się potwierdzić ani zaprzeczyć.
Wykorzystałem róg młodego barana, półrocznego, który oczyściłem wyrównując powierzchnię i nasmarowałem go pielęgnacyjną pastą łojowo-dziegciową. Pracując nad rogiem uznałem, że ze względu jego nierówną strukturę, różnice w grubości ścianek, nieregularne przyrosty i karby na niewiele więcej niż kaganek można go wykorzystać. Może jeszcze na szofar, wówczas jednak potrzeba większego barana.
Knot zamontowałem na spiralce z drutu , która zawieszona na krawędzi wylewu podtrzymuje płomień nad olejem bez konieczności stosowania pływaka. Owa spiralka przywodzi mi na myśl tak zwane skręty z brązu, niewielkie sprężynki czasami interpretowane jako biżuteria, nie pamiętam jednak dokładnie ich średnicy, sprawdzę, choć wcale nie zdziwiłoby mnie gdyby pasowały.
Sam knot kupiłem w sklepie z dewocjonaliami, 1 zł za pół metra to cena na którą przystałem po eksperymentach ze zbyt szybko spalającym się (bo luźnym) sznurkiem konopnym.
Jako paliwa używałem jak na razie oleju lnianego (temperatura wrzenia 107 stopni Celsjusza), oleju rzepakowego (240 stopni) i oliwy (242 stopnie). Mam jeszcze przygotowany łój barani, wrzący w temperaturze 270 - 300 stopni, ale jeszcze go nie spróbowałem. Zasada jednak jest taka, że im wyższa jest temperatura wrzenia tym mniej światła daje płomień.
Ostatnim elementem który wykonałem był uchwyt/wieszak, który uplotłem z lipowego łyka.
Na koniec wbiłem w ścianę drewniany hak, zawiesiłem lampkę i cieszyłem się światłem z rogu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz