piątek, 10 listopada 2017

Patynki

Dość ciekawy projekt, który wyszedł przypadkiem.
 Zaczęło się od tego, że jakoś wiosną zorganizowałem sobie klocek, topolowy, z którego chciałem drzeć deski, w zupełnie innych celach. Wówczas też odbyłem kilka wielce cennych rozmów z panem Piotrem Kłodą, ekspertem od drewna. Podążając więc za jego sugestiami, przepołowiłem kłodę topolową i zostawiłem na noc, by na drugi dzień zaobserwować czy włókna nie skręcają się spiralnie względem rdzenia. Uczyniłem to jednak tylko dla formalności, sprawdzając teorię w praktyce, bo już przy przepoławianiu zauważyłem skręcenie, które zasadniczo wykluczało moje deskowe plany. Postanowiłem jednak nie odpuszczać i poporcjowałem klocek na dość grube deski (cienkie od razu skręcały się w śmigła).




Później, latem, jedną z prostszych desek wyrównałem toporkiem i z braku lepszego pomysłu odrysowałem na niej swoje buty umyślając, że wyciosam patynki. Nie kierowałem się żadnym konkretnym źródłem, podążałem tylko za ogólną ideą.


Z grubsza wyciosane "podeszwy"obrobiłem dłutem, jako, że lubię powierzchnie dłutowane i zaimpregnowałem pokostem. Od spodu zaś wysmarowałem patynki dziegciem. Wcześniej jednak uznałem, że śmiesznie by było, gdyby moje patynki pozostawiały po sobie jakiś charakterystyczny ślad na mokrej ziemi, wymyśliłem więc (a raczej ściągnąłem pomysł z butów rzymskich) system antypoślizgowy złożony z nabitych od spodu bukowych kołeczków, które układają się w dość popularny aż do lat 40. XX wieku wzór.
Na koniec przybiłem paski skóry które po dopasowaniu do butów powiązałem dratwą, przewidując kilka dziurek na ewentualne regulacje. Zdjęcia gotowym patynkom zrobiłem dopiero jesienią, jakoś w październiku. Póki co użyłem ich raz po lipcowych deszczach by stwierdzić że, faktycznie chronią buty przed przemoczeniem, choć uważać trzeba na swe kroki. Myślę jednak, że w średniowiecznych miastach mogła to być całkiem przydatna rzecz.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz