czwartek, 16 listopada 2017

Igielnik

Jakiś czas temu dogadałem z panną Izą z dalekiej północy intratny barter. Naalbingingowe skarpetki za igielnik. Zanim wybrałem w miarę odpowiedni kawałek poroża, skarpety były gotowe, zacnej roboty, toteż uznałem że igielnik zrobię zacny.
Wybrałem wzór ze znaleziska z miejscowości Samborzec, dysponowałem tylko rysunkiem bez wymiarów, postanowiłem więc, że je odpuszczę, skupiając się tylko na ornamencie.
Praca szła mi nieprędko, jako że niespiesznie dłubałem w wolnych chwilach. Przy skomplikowanym wzorze taka metoda jest bardzo pomocna, bo pomaga ustrzec się przed błędami.
Po za tym na dłuższą metę, męczą się oczy i ręce co może grozić wypadkiem, jak na poniższym obrazku.
Rozpruty kciuk wstrzymał mi prace na niemal trzy tygodnie, w między czasie Iza podała drugie skarpety - dla żony, ja zaś odbyłem konsultacje na oddziale zakaźnym dopytując o naturę wścieklizny, bo tym samym skalpelem skórowałem jeża. Co prawda pół godziny wcześniej, po czym wyparzyłem nóż, ale koledzy straszyli, więc sprawdziłem. Jeż musiałby mnie ugryźć, więc spoko.

Igielnik skończyłem nie dawno, wypolerowałem go skrzypem, i pastą z dziegciu na dziczym łoju.
W przeciwieństwie do igielnika rybki  czy noża nie czerniłem rytów woskiem z węglem, są one za głębokie i dużo lepiej prezentują się po lekkim zaciemnieniu pastą dziegciową.
Na koniec igielnik, bo taką funkcję ma niniejszy "pojemnik z poroża" pełnić, wyposażyłem w cztery kościane igły.



1 komentarz: